Wielka Pętla Wielkopolski ad.2018 – wywiad dla ŻAGLI nr 12, grudzień 2018

XXXIX Rodzinny Rejs Żeglarsko - Motorowodny PTTK „Szlakami Pamięci 1918-2018, Wielka Pętla Wielkopolski” był doskonałą okazją do sprawdzenia, czy i w jakich warunkach można żeglować po jednym z najpiękniejszych polskich szlaków wodnych. Na ten temat z Komandorem rejsu, wybitnym specjalistą od śródlądowych rejsów Wojciechem Skórą z PTTK, rozmawiał Waldemar Heflich.

Żagle: Dlaczego wybraliście Wielką Pętlę Wielkopolski na XXXIX Rodzinny Rejs PTTK? Ilu żeglarzy i ile jachtów wzięło w nim udział?

Wojciech Skóra: Tegoroczny rejs „Szlakami Pamięci” upamiętnił 100-lecie odzyskania Niepodległości i zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego, a obok pływania mieliśmy także uroczystości złożenia kwiatów i zniczy przy Pomniku Powstańców Wielkopolskich. Chcieliśmy w ten sposób oddać cześć uczestnikom jedynego zwycięskiego powstania i uczcić 100 lecie odzyskania Niepodległości przez Polskę. Uroczystość, pomimo, że bardzo symboliczna, była wzruszająca i skłoniła do refleksji na temat wolności, równego traktowania wszystkich obywateli, przestrzegania prawa i konstytucji. Rejs, pod honorowym patronatem prezesów Wielkopolskiej Organizacji Turystycznej i Związku Miast i Gmin Nadnoteckich,  był z założenia imprezą promocyjną dla tego szlaku, z bardzo licznym udziałem załóg nie tylko z Polski. W rejsie popłynęła również zaprzyjaźniona, czteroosobowa załoga  z ukraińskiego Chersonia, a w skład jednej z załóg wchodził Polak z niemieckim obywatelstwem. Ogółem w rejsie uczestniczyło 17 załóg, ale nie wszystkie przepłynęły całą trasę, po prostu część dołączała już podczas rejsu. Największa jednorazowa flotylla to 14 jednostek.

 

Ż: Co budziło Wasze największe obawy podczas przygotowań do rejsu? Noteć i Warta są przecież żeglownymi rzekami…

WS: Kilkumiesięczne przygotowania organizacyjne, uzgodnienia z władzami samorządowymi na trasie rejsu, gestorami przystani, gospodarzami historycznych i  przyrodniczych atrakcji zakończyły się już w maju. Ale czym bliżej terminu rozpoczęcia rejsu, tym większe miałem obawy o realizację przygotowanego harmonogramu. Nietypowa, bardzo ciepła aura już od końca kwietnia, miała ogromny wpływ na poziom wody w rzekach. Nie obawiałem się w zasadzie, skanalizowanej przez kilkanaście śluz Noteci, a wolno płynącej Warty. W miarę zbliżania się daty rozpoczęcia rejsu w Ślesinie, ze względu na zbyt duże zanurzenie jednostek ubywało załóg chcących wziąć udział w imprezie. Każdy dzień to 2-3,5 cm mniej wody w Warcie i nawet telefony do RZGW w Poznaniu, zarządcy zbiornika retencyjnego w Jeziorsku, w początkowym jej biegu, niewiele dawały. Szybka analiza miejsc, gdzie można jeszcze rozpocząć rejs, nie napawała mnie optymistycznie. Sprawdzałem codziennie stany wody, musiałem także przygotować plan „B” a nawet „C” nowego miejsca rozpoczęcia rejsu.

 

Ż: Czy i gdzie były największe problemy z korzystania z infrastruktury portowej i ilością wody w rzece?    

 WS: Cumowanie przy Konińskich Bulwarach jest bardziej umowne niż faktyczne, staliśmy tam przy piaszczystym brzegu pomiędzy dwoma mostami, gdyż do samych bulwarów nie da się dopłynąć. Do sanitariatów jest daleko i -jak to często bywa- zamknięte są w godzinach 22.00-7.00. Życzę dużo samozaparcia wodniakom chcącym skorzystać z takiego udogodnienia. Szkoda, bo miasto jest ładne i warte zatrzymania się na dłużej.

W Gorzowie Wielkopolskim, choć to miasto formalnie nie należy do szlaku WPW, pięknie wyglądające bulwary, choć jeszcze w przebudowie, dają nadzieję na bezpieczne i wygodne cumowanie. Przy ich budowie ktoś zapomniał jednak zabezpieczyć ostre, betonowe nabrzeże choćby najprostszą drewnianą okładziną. Następna niespodzianka zgotowana wodniakom przez władze miejskie to zupełny brak w pobliżu toalet. Niezrozumiałe dla mnie było tłumaczenie Przewodniczącego Rady Miasta, że bulwar jest w modernizacji, toalety są oczywiście przewidziane, ale ich otwarcie nastąpi dopiero po zakończeniu remontu, czyli w przyszłym roku.

 Ż: Czy sternicy musieli przejść przyspieszony kurs „czytania” rzeki, technik zejścia z mielizn i kamiennych raf? Czy przydały się zdolności wzajemnej pomocy i współpracy, jak to na rzecznych rejsach bywa…

WS: Załogi kilku łodzi, po raz pierwszy biorący udział w rzecznym rejsie, musiały przejść przyspieszony kurs „czytania” rzeki, szukania nurtu, poznawania możliwości własnych łodzi oraz technik zejścia z mielizn i kamiennych raf oraz przyswoić sobie umiejętności ich wykorzystania. Bez tej wiedzy trudno poruszać się po rzekach przy niskim stanie wody. Niezmiernie ważna w tym przypadku była również zdolność wzajemnej współpracy  i pomocy, ale w naszym środowisku to normalne i nie wymaga chyba komentarza.

Ż: Czy pomocne były ogólnodostępne locje i mapy WPW

WS: Takie wydawnictwa są zawsze pomocne. Bardzo cenną publikacją jest locja Mirosława Słowińskiego i Grzegorza Nadolnego „Wielka Pętla Wielkopolski. Warta – Noteć – Gopło – Warta”, wydana w 2007 r. Także władze Wielkopolskiej Organizacji Turystycznej dokładają wiele starań, aby szlak był dobrze opisany w wielu publikacjach, zarówno locjach, mapach jak i informatorach opisujących wiele atrakcji na tym przepięknym szlaku. Niestety wydawnictwa te z powodu wyczerpania się nakładów są coraz mniej dostępnych dla turystów choćby na targach.

 

Z: Które z miast i portów na WPW stwarzają najlepsze warunki dla wodniaków i są godne polecenia.

WS: Ślesin to doskonałe miejsce, położone nad jez. Ślesińskim i Mikorzyńskim, na trasie kanału Gopło-Warta, z łatwym dojazdem z każdej strony Polski. Dobrze zagospodarowana przystań ze stacjonarnym dźwigiem, a umiejętności i wiedza bosmanów to gwarancja szybkiego rozładunku łodzi i ich ustawienie w mocno zapchanej marinie. Z pewnością warto także odwiedzić Marinę Ląd w Lądzie, zacumować na biwak w Puszczykówku i choć brak tu najprostszej infrastruktury brzegowej, to „obowiązkowe” jest zwiedzanie Muzeum Arkadego Fiedlera. Polecam Wronki z niezmiernie przychylnymi i pomocnych miescowymi wodniakami. Wart uwagi jest Międzychód; szerokie wejście do zatoki powstałej ze starorzecza, ładnie przygotowane nabrzeże z pomostami, wodą i energią elektryczną, to najlepszy przykład jak z zapuszczonego miejsca można stworzyć przyjazną dla wszystkich wodniakom przystań. Rekomendacji wymagają także obszary chronione Doliny Noteci, to rozkosz dla oczu i uszu. Cisza i wszechogarniająca nas wokół zieleń, w zasadzie brak jakichkolwiek zabudowań, to coś, co jest w stanie każdego przekonać do pływania po Noteci. Istniejące już, nieźle wyposażone i zagospodarowane przystanie na rzece, zapewniają w pełni komfort cumowani i pobytu. Cieszą powstające miejsca postojowe, jak nowo odkryta przez nas Binduga – Keja 105 w Ujściu. Miejsce dobrze wyposażone, nastawione głównie na kajakarzy, ale dające również możliwość bezproblemowego cumowania dużo większym jednostkom. Niezmiernie ważna jest zauważalna dbałość gestorów o własną infrastrukturę, byliśmy mile zaskoczeni bardzo dobrym stanem technicznym wyposażenia marin w Drawsku, Czarnkowie czy w Nakle nad Notecią, choć mineło już kilka lat od ich otwarcia. Niewątpliwie to też zasługa pracujących tam bosmanów.

 

Ż: Które miejsca, węzły wodne, porty i wymogi formalne należałoby poprawić, by WPW była bardziej przyjazna wodniakom?   

WS:. Na Warcie z jednej strony powstało kilka, różnej wielkości prywatnych przystani, gdzie można zacumować, odpocząć, zrobić ekologiczne zakupy, dalej, kilka nadwarciańskich stowarzyszeń wodnych chce budować lub rozbudowuje swoje nadrzeczne siedziby, coraz liczniejsze samorządy zauważają, że mają „swoją” wodę. Z drugiej strony zawirowania prawne, zagmatwane przepisy, nie do końca zrozumiałe, bo nieprzemyślane decyzje w sprawie podatków i innych pochodnych opłat mogą zniechęcić lub wręcz zablokować pomysły największych entuzjastów turystyki wodnej. Wydawało się, że wreszcie przerwany został zaczarowany krąg niemocy, nikt nie pływa, bo nie ma gdzie zacumować, nikt nie buduje, bo nikt nie pływał.  Inny przykład to droga do Śremu, która miała z założenia być łatwa, a okazała się istnym horrorem. Tak płytko, z niezliczonymi łachami i uciekającym od jednego brzegu na drugi nurtem w naszym rejsie nie było. Co kilkaset, niekiedy, co kilkadziesiąt metrów przycieraliśmy łodziami po piaszczystym dnie lub podskakiwaliśmy na kamiennych rafach. Kolejny problem to remonty infrastruktury. Od pięciu lat nie można z Odry dostać się na Wisłę, bo śluzy na obszarze Bydgoskiego Węzła Wodnego są w permanentnym remoncie, niektórych cykl remontowy przeciągnął się na dwa lata. To jednak sprawy poważne, infrastrukturalne. Nasze niezrozumienie wywołał system śluzowania i formalności z nim związane. Na całym szlaku Pętli Wielkopolskiej śluzowi wymagają od wodniaków podania nazwy własnej jednostki i nr rejestracyjnego, nazwiska armatora (kłania się pewnie RODO, choć nikt z nich tego nie weryfikuje, bo jak?), mocy silnika i wskazania drogi płynięcia: skąd-dokąd. Nie pomoga żadna dyskusja i argumenty, wykonują polecenia  i kropka. A mnie nie przekonują tłumaczenia, że w ten sposób łatwiej „namierzyć” skradzioną jednostkę, po czym?, po tym, w którą stronę popłyneła?, przecież za chwilę może być wyslipowana i wtedy dopiero szukaj wiatru w polu. Wybierając się na opłyniecie Pętli, najlepiej już w domu przygotować sobie skserowaną 28 razy listę „koniecznych” informacji dla śluzowych. Dodatkowo za przejście przez każdą ze śluz pobierana jest opłata  w wysokości 7,2 zł za każdą turystyczną jednostkę żaglową czy motorowodną. Czyli worek drobnych i stracony czas na wypisywane KP, czy wydawanie biletów. Czy nie łatwiej i taniej wprowadzić dla turystów wodniaków winiety naklejane na burty w określonym miejscu, na ustalony okres np: 15 dni, miesiąca, trzech czy sześciu miesięcy, lub obszaru pływania np: Pętla Wielkopolska lub Żuławska, Odra, Wisła, Mazury itp. Cena uzależniona od wielkości jednostki np: kajaki, jachty żaglowe czy motorowodne, czasu ważności lub obszaru pływania. Turysta płaci z „góry” za wybraną opcję (z np. dodatkowym bonusem za zakup winiety w I kwartale danego roku), śluzowy co najwyżej sprawdza/spisuje nr winiety i koniec procedur formalnych przy śluzowaniu. Teoretycznie czysty zysk i wygoda dla wszystkich, choć pozostaje kwestia rozliczenia kosztów śluzowania z poszczególnych śluz pomiędzy różnymi RZGW. Innym rozwiazaniem są „karnety”- wykupowane na określoną ilość śluz, szlak, okres. Następna obserwacja, która nasunęła mi się podczas tegorocznego rejsu, ważna napewno dla komfortu, a niekiedy i bezpieczeństwa wodniaków i ich sprzętu. To różne sposoby cumowania łodzi w komorach śluz. Od wnęk cumowniczych ze słupkami cumowniczymi w ścianie śluzy, poprzez polery umieszczone w różnej odległości i odstępach od brzegu śluzy, a kończąc na podłużnych uchwytach cumowniczych poprawadzonych równolegle do ścian komory. Każde z rozwiazań ma swoje zalety ale i wady. Jeszcze jedna ważna sprawa dotycząca przede wszystkim Warty, na którą powinien jak najszybciej zareagować odpowiedzialny za te wody, to zupełny brak oznaczenia kilometraża rzeki lub jego niewielka liczebność. Jak to ważne dla bezpieczeństwa załogi i sprzętu w przypadku awarii lub innych zdarzeń, może być próba określenia swojego miejsca na rzece. Przy długich odcinkach nieuregulowanej rzeki, gdzie widzimy tylko wysokie piaszczyste skarpy, łąki lub porośnięte lasem przestrzenie, mało dokładną informacją dla chcących przyjść z pomocą służb jest wiadomość, że na prawo i lewo widzimy okrągłe drzewa.

 

Ż: Pokonaliście 700 kilometrów szlaku WPW w ciągu 24 dni! Czy polecałbyś podzielenie tego szlaku na kilka różnych odcinków – skąd - dokąd i jaki jest czas ich pokonywania… Czy taki podział stworzy lepszą okazję do zwiedzenia atrakcji turystycznych na brzegach WPW?

WS: Podział uzależniony jest od posiadanego czasu, zainteresowań, sprzętu, na którym się płynie. Są miejsca, którym warto poświęcić więcej czasu ze względu na walory przyrodnicze lub miejsca historyczne. Są miejsca, które można pokonać szybciej ze względu na np. wysoki brzeg lub zalesienie. Wszędzie można kupić ponad podstawowe artykuły spożywcze, dodatkowo można kupić u miejscowych gospodarzy ich własne produkty (owoce, warzywa, mleko). Wszystkim chętnym na przepłyniecie Pętli polecam zawitanie do Gorzowa Wielkopolskiego, pomimo, że oficjalnie leży poza szlakiem Pętli, wystarczy przepłynąć około 14 kilometrów od Santoka w dół Warty, aby znaleźć się przy Miejskim Bulwarze, w bardzo ładnym mieście. Wydaje się, że na pokonanie całego szlaku w jednym rejsie potrzebne jest jednak około trzech tygodni, aby potem zapamiętać coś więcej z trasy niż odgłos pracy silnika i bulgotanie wody za rufą. Mam wrażenie, że dwa tygodnie to zdecydowanie za krótki okres, a siedzenie codziennie po 8-10 godzin za sterem, aby pokonać około 50 km jest zwłaszcza przy niższych stanach wody w Warcie mało realne. Dotyczy to zwłaszcza czarterujących łodzie motorowe w jednej z wielu już wypożyczalni na Szlaku Pętli, aby na czas oddać czarterowanego hauseboota, nie jest w moim stylu. Zdecydowanie lepszym pomysłem jest podzielenie rejsu na przynajmniej dwa odcinki, np: Ślesin – Międzychód (do pokonania dwie śluzy). Dlaczego Międzychód, bo to jedyne miejsce mniej więcej w połowie trasy gdzie są warunki do bezpiecznego wyslipowanie łodzi na terenie miejscowego klubu wodnego. Drugi odcinek to Międzychód (26 śluz, koniecznie z odwiedzeniem Gorzowa) - Ślesin, i w ten sposób zamkniemy całą Pętle Wielkopolską. Przy tej ostatniej opcji istnieje jeszcze wariant dopłynięcia Kanałem Bydgoskim do Bydgoszczy, aby zwiedzić to również piękne i bogate w tradycje wodne miasto.

 

Ż: Na jaką ocenę w skali 1 do 5 zasługuje WPW ad.2018? Czy jest to szlak, na który możemy wyruszyć bez drobiazgowego, długiego przygotowania trasy i miejsc do odwiedzenia?   

WS: Ocena to sprawa bardzo subiektywna. Pokonanie ponad 700 km Wielkiej Pętli Wielkopolskiej razem z odwiedzeniem Gorzowa Wielkopolskiego na trasie Ślesin-Ślesin, zajęło nam 24 dni spokojnej żeglugi, z czterema dwudniowymi pobytami w, naszym zdaniem, najciekawszych miejscach. Można tę trasę oczywiście pokonać szybciej, ale wtedy możemy, co najwyżej powiedzieć, że opłynęliśmy Pętle, a nie ją zobaczyliśmy, o zwiedzeniu nie mówiąc. Jest to tak urozmaicony i ciekawy turystycznie i krajoznawczo szlak, że lepiej podzielić sobie jego długość na dowolne odcinki i potem spokojnie płynąc zwiedzać atrakcje przyrodnicze, architektoniczne czy historyczne. Zaoszczędzi nam to również całodziennego wsłuchiwanie się w pracę własnego silnika. Byliśmy dobrze do żeglugi przygotowani, ale nie sądzę, aby nawet początkujący wodniacy mieli problem z przepłynięciem tej trasy.