Relacja z XXXI Kursu i Zlotu Instruktorów Turystyki Żeglarskiej PTTK

„Serpelice 2014”

Coroczny kurs i zlot instruktorów turystyki żeglarskiej PTTK w tym roku odbył się     w dniach 2-5.10.2014 r Serpelicach, w przepięknej miejscowości zlokalizowanej nad Bugiem, na jego przełomie. Miejscowości mającej to coś w sobie, że każdy, kto choć raz spędził tu jedną noc, będzie chciał ponownie przyjechać.

Tak samo było i ze mną, zostałem oczarowany kilka lat temu Serpelicami i przyjeżdżając tu jeszcze kilkakrotnie, zgodnie z tradycją organizacji zlotów, co roku w innej części Polski, wiedziałem gdzie odbędzie się XXXI Kurs i Zlot PTTK.

Magiczna okolica, a przy tym sensownie i ze smakiem zagospodarowany Ośrodek Wypoczynkowy „Urocza”, oraz przesympatyczni właściciele Bogusława i Andrzej Dudziakowie, dawali pewność udanego pobytu.

Przyjeżdżając w czwartkowe do południe na Podlasie, słynące z grzybnych lasów, mieliśmy nadzieję na obfite zbiory, lecz brak od prawie miesiąca deszczu zniweczył naszą wiarę na własne marynowane grzybki. Za to przyjeżdżając jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem zlotu mieliśmy czas na długi spacer pośród nieskażonej przyrody, w ciszy i spokoju.

Pomimo nieraz znacznych odległości jakie przyszło pokonać uczestnikom kursu i zlotu prawie wszyscy wieczorem 2 października melduje się w ośrodku Urocza. Część zamieszkała w pokojach hotelowych, część w ogrzewanych domkach kampingowych z łazienkami. Pierwsze powitania i nie kończące się opowieści o mijającym sezonie, przeżytych przygodach, wrażeniach i spotkanych osobach, ciągnęły się do późna w nocy.

Drugi dzień, jak to już jest w zwyczaju zlotów poświęcony jest krajoznawstwu. Co roku odwiedzając inne regiony Polski, mamy możliwość poznania nieznanych nam dotąd miejsc, zobaczenia zabytków oraz pomników historii i przyrody. Tak również było w tym dniu. Autobus PKS Łosice punktualnie podjechał pod bramę ośrodka i mogliśmy dojeżdżając w luksusowych warunkach, rozpocząć zwiedzanie Janowa Podlaskiego, Siemiatycz, Drohiczyna i Grabarki.

Patrząc na mapę mogłoby się wydawać, że odległości niewielkie, ale jedyny most w okolicy, na Bugu w Kózkach, zdecydowanie wydłużał drogę i czas trwania naszej krajoznawczej eskapady.

Przejazd do Janowa Podlaskiego choć szybki, przysporzył nam wielu wrażeń, przejeżdżaliśmy bowiem przez jeden z najładniejszych fragmentów przełomu  i nadbużańskich łąk. Zwiedzając stadninę koni arabskich w Janowie Podlaskim mieliśmy okazję, dzięki posiadającej ogromną wiedzę i bardzo kompetentnej  przewodniczce, poznać stadninę, jej dzieje i tragiczną historię hodowli koni podczas zaboru rosyjskiego i okupacji hitlerowskiej. Poznać historię najznakomitszych ogierów i klaczy, zobaczyć nowoczesne zabudowania stadniny, padoki i konie           w galopie. Ten odgłos i gracja ruchu, chyba u każdego wywołała dreszczyk wzruszenia i pewnej nostalgii. Przypominając powiedzenie Krzysztofa Baranowskiego: „trzy rzeczy są najpiękniejsze na świecie, to kobieta w tańcu, koń w galopie i statek pod pełnymi żaglami”, dwie już mogliśmy w pełni potwierdzić,            o pierwszej mówiącej o kobiecie w tańcu mogliśmy się przekonać podczas wieczornego grilla, z muzyką i tańcami naszych własnych muz.

Niezmiernie interesująca, zachęcająca do słuchania kronika hodowli koni arabskich, położenie obiektów i padoków dla koni, sposób opowiadania o historii         i dniu dzisiejszym stadniny, bezpośredni kontakt z końmi w zagrodach, spowodował znaczny niedoczas w programie wycieczki, tym bardziej, że kierowca autokaru był zobligowany do przestrzegania surowych norm czasu pracy za kierownicą.

Szybki przejazd do Siemiatycz, przez Sarnaki, miejsca spektakularnej akcji przechwycenia wiosną 1944 r przez polskie podziemie, niewybuchu rakiety V2 i późniejsze przekazanie jej części do Londynu i w Siemiatyczach spotykamy się z Kamilem, naszym przewodnikiem po dalszych atrakcjach tego dnia. Zwiedzamy kościoły, cerkwie, synagogę, charakterystyczne miejsca w historii tak wielokulturowego miejsca jakim było i jest Podlasie. Gdzie katolicyzm przeplata się    z prawosławiem, gdzie nikogo nie dziwią dwa różne, ustawione obok siebie krzyże, gdzie Grabarka, Częstochowa prawosławia, przyciąga nie mniejsze rzesze swych wyznawców niż polska stolica maryjnego kultu. Gdzie ludzie żyją w zgodzie, są sobie pomocni i życzliwi, a przy okazji potrafią wspólnie obchodzić swoje religijne święta, nie ważne, że oddalone od siebie czasowo o 13 dni.

Niedaleki Drohiczyn ze swym wzgórzem zamkowym z którego rozpościera się wspaniały widok na następny z przełomów Bugu, daje chwilę odpoczynku i pokazuje swe zabytki. Zwiedzamy siedzibę biskupów drohiczyńskich i muzeum kajakarstwa,    o istnieniu którego niewielu uczestników wycieczki wiedziało. Niezmiernie miłym dla podniebienia zgłodniałych już zlotowiczów był obiad w restauracji Irena, gdzie podano nam miejscowy specjał - zaguby. Nie wyjaśnię co to jest, proponuję sprawdzić osobiście, zapraszam, bo warto, danie jest wyśmienite w smaku z karkówką i czerwoną kapustą.

Dojeżdżając do wcześniej już wspomnianej Grabarki, świętej góry polskiego prawosławia, zwiedzamy cerkiew, słuchamy opowieści o pobliskim klasztorze, mamy możliwość napić się ozdrowieńczej wody ze źródełka bijącego u podnóża góry. Spacer obok tysięcy wotywnych krzyży, na każdym robi przeogromne wrażenie i skłania do zadumy nad przemijającym tak szybko czasem, jego marnością, a może   i niespełnieniem.

Krzyże duże, średnie, małe i takie które ledwo widać, wykonane z metalu, kamienia, drewnianych bali, powstałe ze związania dwóch patyków, prawie już rozsypujące się z upływu czasu, wyzwalają wręcz oczyszczające katharsis.

Spory niedoczas z planem podróży, dziewięciogodzinny, ustawowy czas pracy kierowcy autokaru, nie pozwolił nam na zrealizowanie ostatniego punktu piątkowego zwiedzania. Spojrzenie w Mielniku, z punktu widokowego na jedyną działająca w Polsce odkrywkową kopalnie kredy. Widok niezmiernie intrygujący, lecz realia zmusiły nas do szybkiego powrotu do Serpelic.

Przygotowując w tajemnicy z Pawłem Czudowskim wystawę pt. „Nasi najlepsi” pokazującą działalność społecznikowską, udział w niezliczonych rejsach i zlotach Edka Kozanowskiego, w towarzystwie niezastąpionej żony Basieńki, chcieliśmy jako KTŻ ZG PTTK wyrazić szacunek i oddać honor żeglarzowi, który potrafił zainicjować i poprowadzić pierwsze rejsy łodziami śródlądowymi na pobrzeże Bałtyku. Który dał przykład i pokazał, że nie rygorystyczne ograniczenia administracyjne, a zdrowy rozsądek, wiedza i umiejętność przewidywania powinny być podstawową przesłanką zezwalającą na pływania morskie.

Dodatkowo miałem przyjemność wręczyć Edziowi dyplom przyznany przez ministra sportu i turystyki, za długoletnią pracę w jury konkursu „Nagroda Przyjaznego Brzegu”. Później była jeszcze lampka szampana, gratulacje, uściski dłoni, podziękowania. Dla nas ogromna satysfakcja, dla Edka wzruszenie ale i chwila zadumy.

Wieczór zakończyła kolacja z grilla, z prawie niezliczona ilością karkówki, kaszanki, kiełbasek i różnorakich domowych ciast i napitków.

Specjalnie zbudowane, przestronne, zadaszone miejsce na kominek i ognisko zachęcają do długiej biesiady. A wszystko okraszone muzyką na żywo, dźwięk akordeonu i śpiew naszego zapiewajły rozchodził się do samej północy i prawie wszystkich uczestników zlotu bawił i rozgrzewał do końca.

Następny dzień, przy równie pięknej jesiennej pogodzie, pozwolił nam w trzech grupach pożeglować, specjalnie przystosowanym na płytkie wody bocznokołowcem, w górę Bugu, aby podziwiać od wody nieskażoną niczym przyrodę, usłyszeć cichutki plus wody, poczuć na twarzy ciepło słonecznych promieni i delikatny powiew wiatru.

W tym czasie pozostali uczestniczyli w kursie nauki udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej, ucząc się rzeczy nowych lub pogłębiając praktycznie na fantomach, wcześniej zdobyte umiejętności. W wielu przypadkach okazało się, że wiedzieć wcale nie znaczy umieć i kilka osób po raz pierwszy skutecznie mogło nauczyć się prawidłowego wykonywania sztucznego oddychania i masażu serca. A że nie jest to ani łatwa ani lekka czynność, wielu szkolącym się, pot na czole kroplił się obficie.

Pozostały do obiadu czas przeznaczony został na rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami na instruktorów, pozostali uczestnicy zlotu mogli podziwiać przyrodę    i zabudowę Serpelic.

Po obiedzie KTZ ZG PTTK zebrała się na swym posiedzeniu, aby omówić i ocenić mijający sezon żeglarski: rejs po Pętli Żuławskiej i do Brukseli z okazji X lecia przystąpienia Polski do UE, zatwierdzić listę przyszłorocznych imprez objętych patronem KTŻ, wyznaczyła zadania na najbliższy okres, wysłuchała informacji o kończącej się, XI edycji konkursu „Nagroda Przyjaznego Brzegu”.

Niezwykle ciepły sobotni wieczór ponownie zapraszał do ogniska i na samodzielnie pieczone kiełbaski. Odbył się również konkurs –„grill na różne sposoby- co można smacznego przygotować na ogniu”. Chętnych do udziału w konkursie było wielu         i uniemożliwiło jednoczesne przygotowanie na ogniu wszystkich smakołyków. A były przeróżne: od prażonych w miodzie orzechów włoskich, poprzez plastry cukinii polane smakowitym sosem, kończąc na szaszłykach z mieszaniny mięsa wołowego, fety i imbiru. Skład oceniający doszedł do wniosku, że nie mając możliwości jednoczesnej oceny organoleptycznej przygotowanych potraw, wśród wszystkich biorących udział zostaną rozlosowane nagrody w postaci przepięknie wydanych albumów. Zabawa była przednia a różnorodność potraw potrafiła zaspokoić gust najwybredniejszych podniebień.

Niedzielne przedpołudnie upłynęło na dalszych szkoleniach. Dwugodzinny wykład Maćka Grzemskiego z zasad bezpieczeństwa i etykiety zapełnił do ostatniego miejsca salę wykładową, a komplet materiałów przygotowanych przez przewodniczącego KTŻ, dotyczący zjawisk meteorologicznych, omawiający zasady tworzenia się chmur i umożliwiający na podstawie przygotowanych opisów i zdjęć ich rozpoznanie, również wywołał spore zainteresowanie i „rozszedł” się bardzo szybko.

Wcześniejszy obiad, z wyborem zup, mięs, klusek lub ziemniaków, własnego wypieku ciast, to kwintesencja wyżywienia jakie w nadmiarze serwowali nam właściciele ośrodka. Nawet osoby, które musiały po śniadaniu wyjechać ze względu na odległość od domu, nie mogły się nadziwić wielkością i składem przygotowanego na drogę „suchego” prowiantu.

Trzy październikowe dni szybko minęły, zaś wspaniała pogoda sprzyjała, wręcz zachęcała do jak najdłuższego pobytu na łonie przyrody, z czego chętnie korzystaliśmy. Niestety wcześniej czy później trzeba spotkać się z rzeczywistością      i wrócić do domu. Przyszłoroczny kurs i zlot odbędzie się „gdzieś” w centralnej Polsce, gdyż wielu uczestników miało w tym roku do pokonania 400-500 km w jedną stronę. Gdzie odbędzie się zlot ja już wiem, ale na razie pozostawię to w tajemnicy, aby wszystko przygotować a dopiero potem zaprosić.

Dziękuję wszystkim uczestnikom zlotu za stworzenie tak wspaniałej atmosfery, za wspólną zabawę, za udział w szkoleniach, za chęć bycia z sobą.

 

Pozdrawiając żeglarsko

Wojtek Skóra